Rajska wyspa a inflacja

Wyobraź sobie, że w wyniku jakiegoś zdarzenia losowego trafiasz wraz z przyjacielem czy przyjaciółką na rajską bezludną wyspę. Jest to maleńka wyspa, nie większa niż boisko piłkarskie, wysepka bez jakiejkolwiek roślinności, wokół tylko biało-żółty piasek i bezkres turkusowego morza. Jesteście odcięci od świata, a dookoła nie ma zupełnie nic. Mała wysepka jest teraz całym Waszym światem. Jest upał, słońce praży, nie ma się gdzie ukryć, a Waszej dwójce chce się strasznie pić. Nagle na przeciwległym brzegu dostrzegacie dwa kokosy, które morze wyrzuciło na plażę. Te dwa kokosy stanowią w Waszej ocenie całe dobro tej wyspy, zaspokoją Wasze pragnienie.

W międzyczasie odkrywacie, że każde z Was ma w kieszeni po 10 złotych. Jest to cała waluta na wyspie, dwa razy po 10 złotych. Ile w takim razie może kosztować jeden kokos? Odpowiedz jest oczywista, skoro mamy na wysepce łącznie 20 złotych i łącznie dwa kokosy, każdy z nich będzie kosztować 10 złotych (skoro nie ma innych dóbr, nie da się tych pieniędzy wydać na nic innego). Jeśli Tobie jednak pić się nie chce, możesz odsprzedać swojego kokosa drugiej osobie. Zostaniesz wtedy właścicielem całej waluty wyspy, a druga osoba zostanie właścicielem wszystkich dóbr. Co jednak jeśli Twój przyjaciel czy przyjaciółka ma ze sobą prasę drukarską i może dodrukować dowolną ilość pieniędzy, a Ty pozostajesz ze swoimi 10 złotymi? Jeśli właściciel prasy dodrukuje jeszcze 80 złotych, na wyspie cała waluta wyniesie 100 złotych (20 złotych w Waszych kieszeniach oraz nowe 80 złotych). Ty nadal masz 10 złotych, druga osoba 90 złotych. Ile kosztuje teraz jeden kokos? Skoro mamy dwa kokosy i 100 złotych oraz nie możemy na nic innego wydać tych pieniędzy, jeden kokos będzie kosztować 50 złotych. Czy kokos podrożał? Oczywiście! Przecież na początku kosztował 10 złotych, a teraz 50 złotych. Czy kokos wygląda jakoś inaczej gdy kosztuje 50 złotych? Nie! To dlaczego jest droższy? Kokos jest droższy tylko i wyłącznie dlatego, że waluta wyspy została zdewaluowana. Wartość pojedynczej złotówki osłabła przez dodrukowanie nowych pieniędzy. Rosnące ceny dobór nazywamy inflacją, a ona niszczy wartość pieniądza.

Pewnie nie zauważyłeś, że druga osoba Cię okradła? Jak to, nadal mam w kieszeni 10 złotych! No tak, ale teraz już nie możesz kupić za to całego kokosa. Skoro kokos kosztuje 50 złotych, a Ty posiadasz 10 złotych, możesz kupić tylko mały fragment kokosa (20%). Z kolei osoba z drukarką, mając teraz 90 złotych, może kupić prawie całe dwa kokosy. Jak więc widzisz okraść kogoś można z pieniędzy, czasami małych lub dużych oszczędności (w tym emerytalnych) na koncie w banku, nawet bez „prawdziwej kradzieży”, w której faktycznie ktoś zabiera nam pieniądze!

Ceny nie mogą rosnąć same z siebie. Tym samym inflacja nie może rosnąć sama z siebie. Ceny mogą rosnąć tylko i wyłącznie, gdy tworzymy coraz to więcej pieniędzy, natomiast dobra nas otaczające pozostają na podobnym poziomie. Im więcej drukujemy pieniędzy, tym więcej ich przypada na taką samą liczbę dóbr (kokosów).

Co się stanie gdy nagle woda wyrzuci na złocisty brzeg wyspy 18 dodatkowych kokosów? Łącznie będzie ich 20, dwa które były tu od początku i 18 nowych. Suma pieniędzy na wysepce to 100 złotych (wliczając już te dodrukowane). Łatwo policzyć, że każdy kokos będzie kosztował teraz tylko 5 złotych. Jego cena spadnie z 50, czy nawet początkowych 10 złotych, do 5 złotych. Okazuje się więc, że ceny mogą spadać i nazywamy to deflacją. O inflacji mówimy gdy ceny rosną, o deflacji gdy maleją.

No dobrze ale co to ma wspólnego z rzeczywistością? Z Polską, Europą, USA, czy światem? Okazuje się, że ma to wiele wspólnego. W każdym kraju co roku powstają nowe (lub są zamykane są stare) fabryki, firmy i miejsca pracy, mogą powstawać lodówki, hodowane są jabłka oraz ludzie wykonują pracę. Możemy to wszystko w uproszczeniu nazwać gospodarką danego kraju. Gospodarka może się rozwijać lub kurczyć w zależności od tego czy pojawiają się lub giną „dobra nas otaczające”.

Gdy gospodarka danego kraju się rozwija (przybywa kokosów na wyspie), a ilość pieniędzy w kraju (na wysepce) jest taka sama, ceny produktów i usług spadają. W takim przypadku mamy deflację. Aby do tego nie dopuścić banki centralne mogą i tak na prawdę powinny dodrukowywać pieniądze. Dodruk pieniędzy powinien postępować w takim samym tempie jak pojawiające się dobra, aby utrzymać ceny na tym samym poziomie. Tylko i wyłącznie wtedy nasze 10 złotych będzie w stanie nabyć dokładnie tyle samo dóbr obecnie i za kilka lat. Mówimy wtedy, że siła nabywcza pieniądza się nie zmieniła.

Przeciwną sytuację mamy, gdy gospodarka kraju się kurczy, fabryki i firmy są zamykane, ludzie tracą pracę, a tym samym powstaje mniej dóbr, które można nabyć. W sytuacji gdy liczba dóbr maleje, a ilość pieniądza w obiegu pozostaje taka sama, ceny zaczną rosnąć. Pojawia się więc inflacja. Sytuacja jest więc dość podobna do tej z naszej wysepki, gdy dodrukowane zostało 80 złotych, a kokosy pozostały dwa. Liczba pieniędzy się zwiększyła, natomiast liczba dóbr była stała. W kurczącej się gospodarce liczba pieniędzy może być stała, natomiast liczba dóbr się kurczy. W obu przypadkach liczba dostępnych pieniędzy na „jednostkowe dobro” się zwiększa. Gdy gospodarka się kurczy, ilość pieniądza w obiegu powinna zostać zmniejszona (tak, należy go zniszczyć!), aby utrzymać ceny na stałym poziomie. Inflacja może być więc wskaźnikiem pogarszającej się kondycji gospodarczej kraju (np. dodruk pieniędzy i malejąca ilość dóbr).

Ale dlaczego ma mnie to w ogóle interesować czy mamy inflację, czy deflację? Niech się tym martwi rząd, premier i ta cała władza! Mnie to nic, a nic nie interesuje! Wbrew pozorom jest to bardzo istotne i większość ludzi zupełnie nie zdaje sobie z tego sprawy jak mocno nas to dotyczy. Każdy pracujący człowiek po pierwsze zarabia pieniądze, a po drugie musi płacić podatki, musi zasilać ZUS/OFE, a także może posiadać jakieś własne oszczędności, po prostu pieniądze na koncie w banku lub samodzielnie odkłada na emeryturę. Jeśli mamy w kraju inflację jesteśmy bezczelnie okradani z naszych oszczędności. Niektórzy nazywają inflację ukrytym podatkiem. Czasami może on być perfidnie wymuszony. Wyobraźmy sobie, że bank centralny (w Polsce NBP) zdecyduje się dodrukować górę pieniędzy (można to po prostu zrobić przez dodanie pieniędzy w systemie komputerowym bez faktycznego drukowania banknotów), a gospodarka rozwija się za wolno, zostaje na tym samym poziomie lub wręcz się kurczy! W takim przypadku gwarantowane jest pojawienie się inflacji, a w ekstremalnych przypadkach hiperinflacji. W wyniku inflacji siła nabywcza pieniądza maleje, a za nasze 10 złotych za pięć lat nie będziemy już w stanie kupić kokosa.

Myślisz może, że rządy świata nie dodrukowują pieniędzy? No to jesteś w ogromnym błędzie. O różnych powodach dodruku napiszę w dalszej części bloga, natomiast skupię się teraz na ostatnich 10 i 20 latach w Polsce. W 1998 roku mieliśmy w „obiegu” 200 miliardów złotych, w 2008 roku było to już 550 miliardów złotych, a w roku 2018 jest to już blisko 1,4 biliona złotych. Ilość pieniądza zwiększyła się więc pomiędzy 1998 i 2008 rokiem prawe trzykrotnie, a pomiędzy 1998 i 2018 rokiem aż siedmiokrotnie. W tym samym czasie krajowy produkt brutto (PKB), który jest miarą wielkości gospodarki, wyniósł 600 miliardów złotych w 1998 roku, w 2008 roku 1,1 biliona złotych, a w 2018 roku około 2 biliony złotych. Oznacza to tyle, że gospodarka pomiędzy rokiem 1998 a 2008 zwiększyła się około dwukrotnie, natomiast pomiędzy rokiem 1998 a 2018 ponad trzykrotnie. W ostatnich 20 latach dodrukowano za dużo pieniędzy o około 110%, dzieląc „liniowo” 110%/20 lat daje nam spodziewaną średnią inflację 5,5% rocznie lub jako procent składany 3,8% (bardziej poprawna miara). Co to oznacza? Mając 10000 złotych na koncie w 1998 roku, jest ono obecnie warte tylko połowę, a dokładniej 4700 złotych. W 20 lat „straciliśmy” więc ponad połowę wartości pieniędzy. Zostały ona zabrane w ukrytym podatku – inflacji.

6 odpowiedzi na “Rajska wyspa a inflacja”

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.